Z okazji naszego małego święta upiekłam Kotu (czyt. mojemu mężczyźnie) ciasteczka maślane z dziurką. Zwykle piekę z cukrem, albo korzenne, ale tym razem postawiłam na coś nowego i przerobiłam trochę przepis ściągnięty z Internetu.
Przyznam, że są przepyszne i można poważnie przyssać się do nich, co grozi zasłodzeniem i kilkoma kilogramami ciałka więcej, ale przecież "raz nie zawsze, dwa razy nie wciąż" :)
Podam przepis, gdyby któraś z Was miała ochotkę:
Migdałowe ciastka maślane (~140 szt.)
- 200 g masła
- 400 g cukru
- 2 jajka
- 560 g mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 1 łyżeczka kakao
- olejek migdałowy
Utrzeć mikserem masło z cukrem i jajkami. Dodać olejek.
Wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia i solą. Sypkie produkty dodać do masy maślanej i krótko miksować, tylko do momentu połączenia się składników.
Podzielić na dwie porcje - do jednej dodać kakao i wymieszać. Owinąć obie porcje w folię spożywczą i schować w lodówce na min. 1 godzinę.
Rozwałkować na grubość ok. 2 mm, wycinać kształty i ułożyć na blasze wyłożonej pergaminem.
Piec ok. 7-8 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 st.C - ciastka nie powinny zbrązowieć!
Co ważne, po wyjęciu z pieca ciasteczka są bardzo miękkie, jednak po kilkunastu sekundach od zdjęcia z blachy twardnieją, przez co łatwo dać się zwieść i przypalić je.
Lecę świętować!:)
Pozdrawiam ciepło pierwszego dnia jesieni!!!
Aha, zapomniałabym! Chodziło mi ostatnio po głowie co komu kupię na Gwiazdkę (wiem, przesadzam, dopiero wrzesień!, ale chciałam zacząć tworzyć listę, żeby nie wymyślać na ostatnią chwilę) i wpadłam na pomysł, by każdy dostał coś ręcznie robionego (od kiedy prowadzę bloga, stałam się ogromną miłośniczką i propagatorką rękodzieła), a że nie potrafię wszystkiego, wpadłam na
TAKI pomysł - co o tym sądzicie??